czwartek, 8 kwietnia 2010

Eisuke Nakazono "Koniec święta"

Z Japończykami jest taki kłopot że nigdy nie wiadomo które z dziwnie brzmiących słów jest imieniem a które nazwiskiem. Przeczytałem tę książkę z dwóch powodów. Po pierwsze dostałem ją w prezencie a po drugie autor jest "made in Japan". Akcja kończy się kiedy... no dobra, nie opiszę zakończenia ;) Zresztą akcja jest całkiem nieistotna z mojego punktu widzenia. Ważniejsze jest tło, czyli tokijskie ulice za dnia i w nocy pod koniec lat 60 i na początku 70 ubiegłego wieku oraz tamto pokolenie japońskich studentów. Czytając "Koniec święta" widziałem oczyma wyobraźni młodego Haruki'ego M. Takiego jakiego mógł widzieć starszy o pokolenie Eisuke. Atmosfera studenckiego buntu i jazzowych barów. W wielu z nich Haruki M. bywał. Jeden z nich przez kilka lat prowadził. Jeszcze wtedy nie wiedział że zostanie pisarzem. Lubię japońską prozę za zaskakujące porównania. Wbiły mi się w pamięć dwa, obydwa na temat słońca. Słońce jak wielka złota ameba, słońce jak odwrócona butelka leżąca na dachu. Japonia jako kraj wschodzącej wielkiej złotej ameby? Dlaczego nie. Jeszcze dwie drobne uwagi o autorze. Spędził w Chinach 8 lat swego życia. Nie zmarł śmiercią samobójczą. Ten ostatni fakt podnosi mnie na duchu...

4 komentarze:

  1. nie znam tej książki, ale super, że lektura była udana;) pozdrawiam,
    Chiara.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak Chiaro, była udana i czasem dobrze jest przypomnieć sobie w jaki sposób dawniej pisywano książki. Miło Cię widzieć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja ulubiona japonska powiesc...*_* A przeczytalam ich sporo- ta jest ina. Moze przez te 8 lat speczonych przez autora na kontynencie? :P Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Mari, miło mi powitać Cię u mnie na blogu. Ciekaw jestem jakie inne japońskie powieści lubisz i dlaczego przeczytałaś ich tak wiele, z potrzeby serca czy może obowiązku ;)
    Pozdrawiam i dziękuję za wpis.

    OdpowiedzUsuń